Tytuł felietonu chyba natychmiast skojarzy się Wam ze znaną książką Garcii Marqueza „Jesień patriarchy”, opowiadającą losy ostatnich lat południowo-amerykańskiego przywódcy. I właśnie moja podróż, po jednym z krajów drugiej półkuli, w tym także podróż po historii tego kraju i jego lidera stała się źródłem refleksji nad „jesienią” lidera, nad próbą odpowiedzi na pytania: co naprawdę zostaje po liderze, gdy on odchodzi z firmy, z projektu, z kraju? Czy i jak można poznać, czy odniósł on sukces?
Na początek: po czym poznać lidera? Odpowiedź na to pytanie wydaje się prosta. Lider po pierwsze ma wizję: produktu, rozwiązania (biznesowego, lub politycznego), po drugie potrafi ją „sprzedać”. Musi więc być retorem i potrafić skupić wokół siebie – i swojej wizji – grono wyznawców-współpracowników; musi zbudować swój zespół. Musi zainicjować działania dla realizacji tej wizji i mimo porażek konsekwentnie walczyć o jej urzeczywistnienie. Musi też być twardzielem, nie zrażającym się porażkami i przeciwnościami losu.
Lider z odwiedzanego kraju „zbiera” więc grono współpracowników, atakuje koszary, zostaje jednak schwytany i skazany. Po 3 latach podejmuje jednak kolejną próbę realizacji swoich idei. Gdy po rozbiciu 80-osobowego zespołu zostaje 7 ludzi ukrywających się w górach, wygłasza przemówienie, że zwycięstwo jest już blisko. I po kolejnych 2 latach … zwycięża.
Lider jest więc skuteczny, zwycięski. A więc zwycięstwo: produkt i/lub firma podbiła rynek, idea upowszechniła się, rewolucja zwyciężyła. Lider odniósł sukces? Pierwsza, szybka odpowiedź jest prosta: tak. Tylko czy faktycznie ta prosta odpowiedź jest odpowiedzią poprawną? A co później, co zostaje, gdy lider odchodzi?
Chiński premier Czou-En-Lai na pytanie o ocenę rewolucji francuskiej odpowiedział, że „Jest jeszcze za wcześnie by można było dokonać oceny”. Spójrzmy więc na sukces lidera z dłuższej perspektywy. Może refleksja na temat: co zostaje gdy lider odchodzi – jaka jest sytuacja po jego odejściu, będzie wskazówką do odpowiedzi na pytanie: czy naprawdę odniósł on sukces.
Sądzę, że kluczowe są tu dwa elementy: o zwycięstwie lidera możemy mówić, gdy pierwotna wizja lidera jest nadal żywa, albo też dała się dostosować do zmieniającego się otoczenia i/lub kontekstu. Po drugie lider „wychował” i przygotował następców, kontynuujących i jego wizję i podejmujących konkretne działania z nią związane. Po trzecie: system (a nie tylko sam finalny produkt, firma) stworzony przez lidera jest elastyczny, „zwinny”, potrafiący dopasować się do zmian w otoczeniu biznesowym, lub polityczno-ekonomicznym. A może oznaką sukcesu lidera jest zdolność do zakwestionowania swojej wizji i stworzonego rozwiązania i zainicjowanie kolejnego projektu?
Zdaniem niektórych specjalistów regionu w którym działał, lider będący kanwą tego tekstu poniósł porażkę. Nie udała się i Rewolucja, nie udał się ruch wyzwolenia Latynoameryki (czyli guerilla); nie udał się także ruch Tricontinental, mający objąć obok Ameryki Łacińskiej także Azję i Afrykę. Konkluzja wydaje się być oczywista: ten jakże charyzmatyczny lider, w końcowej ocenie jednak przegrał.
Elyahu Goldratt w takich wydawałoby się oczywistych sytuacjach zadawał proste pytanie: czyżby?
Może to, że napisałem felieton – który właśnie czytacie - związany z tym konkretnym liderem pokazuje, że odpowiedź nie jest jednak taka jednoznaczna. A może nie mógł zwyciężyć, gdyż doświadczył tego, o czym mówił kilka lat temu jeden z prelegentów Kongresu PMI w Warszawie: „projects fail due to the context, not content”. A może rację ma Czou-En-Lai? Jest jeszcze po prostu za wcześnie na dokonywanie oceny.
Pytania można by mnożyć dalej. I może właśnie ważniejsze są takie pytania, a nie próba odpowiedzi w czarno-białej tonacji.
Jedno jest natomiast pewne: przeczytajcie „Jesień patriarchy”.